niedziela, 9 marca 2014

Bosą stopą przez Kioto


Ostatni dzień w Kioto spędziłyśmy zwiedzając zamek sioguna i kilka świątyń. Po każdym z tych miejsc należało spacerować bez butów.


Zamek Nijō. Jego korytarze pokrywa słowicza podłoga, którą zaprojektowano tak, by przy każdym stąpnięciu wydawała charakterystyczny dźwięk przypominający śpiew wierzbówki. Efekt ten osiągnięto dzięki zamontowanym w drewnie gwoździom pocierającym o metalowe klamry.





Na przyzamkowym terenie znajdują się aż trzy ogrody, w których natknęłyśmy się między innymi na duży staw z trzema wyspami, masę sosen, a także sady wiśniowe i śliwowe.




Następnie odwiedziłyśmy świątynię Ryōanji z jej tajemniczym ogrodem, o którym wcześniej wiele słyszałyśmy na zajęciach. Po dziś dzień nie wiadomo, kto go zaprojektował i dlaczego uczynił to w ten właśnie sposób. Na powierzchni 248 metrów kwadratowych znajduje się 15 kamieni. Istnieje wiele teorii na temat ogrodu. Jedna z nich interpretuje kamienie jako wyspy na morzu lub wierzchołki gór nad chmurami. Inna zakłada, że większe głazy to tygrysice, zaś mniejsze to ich młode. 


W pobliskim parku przysiadłyśmy przy zanurzonym w zieleni stawie.


Kameralna atmosfera po drodze do świątyni Ninnaji.


Prawdę mówiąc, do świątyni Ninnaji zawlokłyśmy się resztką sił, ale było warto.


I znów bez butów.
Świątynny telefon.



Świątynię założono we wczesnej epoce Heian (końcem IX wieku). Władca, który sfinalizował budowę Ninnaji - cesarz Uda - po ustąpieniu z tronu został jej opatem. Od tej pory każdy tamtejszy opat pochodzić musiał z rodu cesarskiego. Tradycja ta przetrwała aż do epoki Edo.


Spacer po Goten - rezydencji opata w południowo-zachodniej części kompleksu świątynnego.





Jeden z Niō. Według tradycji japońskiej bodhisattwowie ci podróżowali z historycznym Buddą, by chronić go przed niebezpieczeństwem. Dziś parę posągów Niō często spotyka się po dwóch stronach bram prowadzących do buddyjskich świątyń.

Wieczorem - już z powrotem w Osace - po raz pierwszy spróbowałyśmy nattō, czyli sfermentowanych ziaren soi (które strasznie śmierdzą!). Ciekawy był to smak, ale nie dołączyłyśmy do grona wielbicieli tej potrawy;)

sobota, 8 lutego 2014

Łosoś teriyaki


Nie jest to skomplikowane danie, ale ze względu na przygotowanie ryżu (który doskonale równoważy słony smak łososia) wymaga więcej czasu, niż mogłoby się wydawać. Tak czy siak, da się je zrobić w niewiele ponad godzinę, a naprawdę warto!


Teriyaki można zrobić samemu (z mirinu, sake, cukru i sosu sojowego) lub kupić gotowe.








Łosoś teriyaki:
(inspirowany przepisem Just One Cookbok)


2 szklanki japońskiego ryżu
2 i 1/2 szklanki wody
mieszanka z 4 łyżek octu ryżowego, 2 łyżeczek cukru i 1/2 łyżeczki soli
około 900-gramowy filet z łososia ze skórą
sól, pieprz
4 łyżki mąki
2 łyżki masła
odrobina oliwyokoło 6-8 łyżek sosu teriyaki

Przygotowanie ryżu do gotowania:
Ryż umieścić na sitku i płukać zimną wodą, do momentu aż będzie czysta. Przełożyć do garnka, zalać wodą i odstawić na 30 minut. Następnie odsączyć przez sitko i zostawić na 15 minut (by pozbyć się nadmiaru wody).

W tym czasie przygotować łososia - zdjąć skórę, opłukać i osuszyć filet, a następnie pociąć go na kawałki w liczbie i rozmiarze według własnego uznania. Filety przyprawić z obu stron solą i pieprzem, a następnie oprószyć mąką (dzięki temu powstanie delikatna panierka. Ponadto,jak mówi autorka przepisu: By coating the fish with flour we keep nice umami and juice inside. ;) ).

W garnku połączyć ryż i 2 i pół szklanki wody. Zagotować pod przykryciem na średnim ogniu. Można szybko zerknąć do środka, by upewnić się, czy woda się gotuje. Wówczas zmniejszyć ogień i gotować przez 12-13 minut. Zerknąć do środka, by upewnić się, że ryż wchłonął wodę. Jeśli nie, zostawić na kolejnych kilka chwil.
Zdjąć z ognia (nadal pod przykryciem) i odstawić na 10 minut. Następnie przełożyć do miski i doprawić mieszanką octu, cukru i soli. Wymieszać drewnianą łopatką.

Kiedy ryż się gotuje, rozgrzać masło i oliwę na średnim ogniu. Położyć filety i smażyć około 4 minut, aż spód się zarumieni. Dodać 2 łyżki sake lub sherry, przykryć patelnię i smażyć kolejne 4 minuty lub aż do momentu, kiedy mięso będzie usmażone w środku. Podczas smażenia można przewrócić na drugą stronę. Zdjąć z patelni i rozgrzać na niej sos teriyaki. Kiedy się zagotuje, położyć łososia i polać go z wierzchu, a następnie smażyć do momentu kiedy sos zgęstnieje.
Podawać od razu w towarzystwie ryżu.

Bon appétit !




środa, 29 stycznia 2014

Śladem filozofa

Drugi dzień w Kioto (a 15. dzień naszej wyprawy) spędziłyśmy podążając trasą, która nazywana jest ścieżką filozofii. Ciągnie się wzdłuż kanału obsadzonego drzewami wiśni. Wiosną jest to jedno z bardziej popularnych miejsc na hanami w Kioto. Kanał wybudowano w epoce Meiji w celu zasilenia pierwszej elektrowni wodnej. Co ciekawe, jest połączony z Biwa - największym słodkowodnym jeziorem Japonii. Trasa zyskała miano ścieżki filozofii, ponieważ każdego poranka zmierzał nią na uczelnię Nishida Kitarō - znany japoński filozof, w pierwszej połowie XX wieku wykładający na uniwersytecie w Kioto.


Początek trasy znajduje się w Higashiyamie, nieopodal Srebrnego Pawilonu. Jego budowę zlecił shogun Ashikaga Yoshimasa. Miała powstać na wzór Kinkakuji (Złotego Pawilonu), czyli posiadłości jego ojca, Ashikagi Yoshimitsu. Końcem XV wieku powstał więc Ginkakuji, początkowo jako rezydencja Yoshimasy. Po jego śmierci (niedługo po rozpoczęciu prac nad budowlą) przemianowano pawilon na świątynię buddyjską.


Srebrny Pawilon i karesansui - ogród suchego krajobrazu, skomponowany ze żwiru, piasku i kamieni.


Świątynia leży w pięknym ogrodzie, o którym pisałyśmy w tym poście





Przy drodze prowadzącej do Srebrnego Pawilonu natknęłyśmy się na taką niespodziankę;)

すてき~

I znów wróżby! Pudełko stało przy ulicy prowadzącej do Srebrnego Pawilonu. Za jedyne 100 jenów można przekonać się, w jakich barwach przedstawia się nasze życie miłosne;)

W poszukiwaniu cykad.

Kolejnym przystankiem na naszej trasie była ukryta w lesie świątynia Hōnen. Warto zajrzeć tam ze względu na spokojną atmosferę i zdecydowanie mniejszą liczbę zwiedzających (my byłyśmy tam zupełnie same!). Główną atrakcją tego miejsca jest piękny ogród i okazała brama pokryta grubą strzechą.





Po przejściu przez bramę po prawej i lewej stronie zobaczyłyśmy kopce usypane ze żwiru i piasku. Podobno co 4-5 dni widniejące na nich wzory są układane na nowo.

Zawędrowałyśmy w końcu chyba niemal na przedmieścia Kioto, dość zresztą urocze.


Zboczyłyśmy więc ze ścieżki filozofii i odbyłyśmy daleką podróż autobusem - do Złotego Pawilonu. Tłumy były tak duże, że ciężko było robić zdjęcia.



Wracając na stację, zatrzymałyśmy się w Pontochō (gdzie dał się słyszeć język polski!). Zmęczone zaczęłyśmy szukać miejsca na kolację. Kiedy stałyśmy przed wystawą jednej z restauracji, podziwiając woskowe imitacje oferowanych przez nią potraw, ze środka wyłonił się kucharz i zaciągnął nas do środka. Byłyśmy tam jedynymi gośćmi.


Woskowe jedzenie !

A tu już prawdziwe;)



Staramy się nie cofać przed kulinarnymi wyzwaniami, ale maki z gorzką ikrą dorsza (po lewej) trochę nas przerosły.