niedziela, 27 października 2013

Dreaming of the Osaka sun

               Wczesnym rankiem 25 lipca (jeszcze na pokładzie Su Zhou Hao) zbudziło nas ogłoszenie informujące, że śniadanie podane zostanie dziś dużo wcześniej (właściwie za chwilę). Z taką motywacją wstawanie poszło nam lepiej niż zwykle;)
                Do portu w Osace dopłynęliśmy około 8 rano. Po kontroli temperatury (tutaj chwila paniki, że przywiozłyśmy z Chin gorączkę) pozwolono nam wejść na japońską ziemię ! Tutaj przeżyłyśmy kolejny szok kulturowy, tym razem bardzo pozytywny. Ulice są czyste, nikt się nie pcha, nikt nie pluje na ziemię, wszystko można załatwić w uprzejmej atmosferze. Widząc zagubione spojrzenia gaijinów, Kansajczycy sami podchodzili, żeby pomóc nam dotrzeć do celu. Czasem nawet sprawdzali adres w telefonie i odprowadzali nas dobrych kilka przecznic dalej. 



Okolica, w której mieszkałyśmy.

Podczas naszego pobytu w Osace mieszkałyśmy u Pawła - znajomego ze studiów. Jesteśmy mu bardzo wdzięczne za gościnę, zwłaszcza że nasz mający trwać 3 dni pobyt przedłużył się do tygodnia, a Paweł niezmiennie dbał o nas i pilnował, żebyśmy się najadały:)



Osaka kipi od tłumów, kolorów i zapachów. Stężenie knajp w tym mieście jest niesamowite.















Pewnego wieczoru usiedliśmy w knajpie (tzw. izakaya), której menu zawierało masę niezrozumiałych kanji. Wybraliśmy kilka pozycji na oślep. Kiedy podano nam przekąski, okazało się, że urządziliśmy sobie ogórkową ucztę;) Niemniej jednak wszystko było bardzo smaczne.









                Paweł zaprowadził nas też do kaitenzushi, czyli restauracji, w której talerzyki z porcjami sushi przesuwają się wokół baru, a klient wybiera to, na co akurat ma ochotę. Koszt zależy od koloru talerzyka, ceny zaczynają się od 105 jenów, można się tam więc najeść za rozsądne pieniądze. O kaitenie pewnie jeszcze napiszemy, bo bardzo przypadł nam do gustu i często nogi same nas tam prowadziły!


Kaitenzushi.

               W Osace poznałyśmy ciekawych ludzi. Paweł przedstawił nas Sumie - dziewczynie, którą poznał zupełnym przypadkiem, zwiedzając świątynię. Suma ma 25 lat, jest pielęgniarką i jest przemiła! Poznałyśmy też Johannesa, którego ochrzciłyśmy następnym Stevem Jobsem;) Jest inżynierem ze Szwecji, który pracuje właśnie nad projektem alternatywnym dla Google Glass. Okulary noszą wdzięczną nazwę Viking i mają reagować na wykonywane dłonią określone ruchy.

                  


               Tego wieczoru wybraliśmy się razem na imprezę. Zdziwiło nas (to jest nas dwie) kilka rzeczy. Po pierwsze - ze względu na przepisy - większość osakijskich klubów zamykana jest o godzinie pierwszej. Jest kilka miejsc, w których można potańczyć do rana, ale przez ich niedostatek wszystkie są potwornie zatłoczone. Kolejną sprawą, dość zabawną, było to, że w klubie, do którego trafiliśmy, nieopodal baru można było oddać się w ręce kosmetyczek, które malowały różne cuda na paznokciach;) W okolicach parkietu półnagi barman rozlewał tequilę prosto do ust tańczących dziewczyn!

Prezentujemy listę rzeczy, które naszym zdaniem warto zrobić w Osace:)

1. Odwiedzić Sumiyoshi Taisha.







Temizuya - miejsce, w którym dokonuje się rytualnego oczyszczenia rąk.

Drzewo opasane liną shimenawa.




2. Przejechać się diabelskim młynem w deszczowy wieczór.






3. Zobaczyć zamek po zmroku.





4. Zjeść okonomiyaki !




Mogliśmy przyglądać się procesowi przygotowywania okonomiyaków.


Pyszne !!!

Wkrótce post kulinarny z przepisem na okonomiyaki:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz